Tech 3 opuszcza tonący okręt?

Nie minęły nawet 24 godziny od kiedy Malezyjczyk Hafizh Syahrin został przedstawiony jako etatowy zawodnik zespołu Monster Tech 3 na nadchodzący sezon, a ekipa Herve Poncharala ponownie znalazła się na ustach dziennikarzy i fanów MotoGP. Drogi satelickiej ekipy i Yamahy rozchodzą się. Obie strony poinformowały o zakończeniu blisko 20-letniej współpracy wraz z końcem sezonu 2018. 

motogp.com

"Zakończenie takiej [owocnej] współpracy to była poważna decyzja" - przyznał Poncharal, który w swoim oświadczeniu nie szczędził podziękowań i ciepłych słów pod adresem Yamahy i jej włodarzy. Jak sam przyznał, Tech 3 to mała ekipa, która musi patrzeć w przyszłość i z myślą o niej rozważać różne opcje. "Przedstawiono nam ofertę, na którą czekaliśmy od kiedy Tech 3 istnieje. Nie mogłem odmówić". Podejrzewa się, że chodzi o współpracę z KTM-em, który dysponuje jednym z największych budżetów w padoku, a jego prezes Stefan Pierer w przeszłości pozytywnie wypowiadał się na temat możliwości finansowania zespołu satelickiego. 

Pod uwagę raczej nie są brane Honda i Ducati, które dostarczają już motocykle prywatnym zespołom i z powodzeniem korzystają z ich wkładu w rozwój swoich maszyn, ani też Suzuki czy Aprilia. Wątpliwe by były gotowe finansowo i logistycznie na taką inwestycję.

Rozwód z tak utytułowanym producentem jak Yamaha pozornie wydaje się nie mieć większego sensu. Zwłaszcza, że zarówno ostatni rok (5 miejsc na podium i 2 pierwsze pola startowe), jak i tegoroczne testy w Malezji i Tajlandii ekipa Tech 3 mogła zaliczyć do bardzo udanych. Z drugiej strony, patrząc na tempo i kłopoty fabrycznego duetu Movistar Yamahy oraz przysłuchując się wypowiedziom Mavericka Vinalesa (mówiącego o najgorszych testach od kiedy jest w ekipie) i Valentino Rossiego (przewidującego, że rozwiązanie obecnych problemów może zająć nawet kilka miesięcy) zupełnie nie dziwi gotowość do tak drastycznej  zmiany, żartobliwie - i nie bezpodstawnie - nazywanej przez kibiców "ucieczką z tonącego okrętu".

Na decyzję Poncharala mogły wpłynąć również względy pozasportowe: groźba utraty sponsora tytularnego (firma Monster wolałaby raczej sponsorować zespół fabryczny Yamahy) czy niepokój o to co przyniesie jutro (nietrudno zgadnąć, na kogo postawi Yamaha w przypadku awansu do królewskiej kategorii ekipy Rossiego). Aby uniknąć sytuacji, w której jego zespół w każdej chwili może być pozostawiony bez motocykli i bez sponsora, Francuz zakończył współpracę na swoich warunkach, trochę w  myśl zasady "to nie ty zerwiesz ze mną, to ja zerwę z tobą".

Jak w takim razie przedstawia się bilans zysków i strat dla obu stron?

Ekipa Tech3:
  • KTM dysponujący jednym z największych budżetów, a także profesjonalnym działem wyścigowym i  nastawiony na rozwój swojego projektu w MotoGP to marzenie każdego szefa ekipy satelickiej,
  • Johann Zarco mógłby liczyć na awans do zespołu fabrycznego w sezonie 2019, zwalniając miejsce w satelickiej ekipie któremuś z 'juniorów' ścigających się dla KTM-a w Moto2 - Miguela Oliveiry lub Brada Bindera,
  • Zmiana sponsora tytularnego - z oczywistych względów Monstera zastąpiłby konkurencyjny producent napojów energetycznych i jeden z głównych sponsorów KTM-a, czyli Red Bull.
Yamaha:
  • Perspektywa pozostania bez zespołu satelickiego w sezonie 2019, co z pewnością znacznie utrudni rozwiązanie obecnych problemów z motocyklem i znacznie spowolni rozwój w kolejnych latach w porównaniu do konkurencji. Pamiętajmy, że Honda ma 6, a Ducati aż 8 motocykli w stawce. 
Jedynym sensownym rozwiązaniem dla japońskiego producenta wydaje się umowa z zespołem Valentino Rossiego Sky VR46 Racing Team, który mógłby zadebiutować w MotoGP. Co prawda Dorna nie planuje w najbliższym czasie rozszerzać 24-osobowej stawki o kolejne motocykle, jednak nie sądzę, by tego problemu nie dało się rozwiązać odpowiednim opłaceniem kolejnych miejsc. Zwłaszcza, że obecność w padoku MotoGP zespołu Valentino Rossiego i jego podopiecznych dobrze się sprzeda i pozwoli utrzymać wielu fanów utytułowanego Włocha po zakończeniu przez niego kariery wyścigowej. W całej układance nie pasuje jedynie wczorajsza informacja o kontrakcie Francesco Bagnai z zespołem Pramac Racing na starty w MotoGP w sezonie 2019. Gdyby dołączenie zespołu VR46 rzeczywiście było możliwe już w kolejnym roku, to czy młody Włoch, jeden z podopiecznych Rossiego, nie wolałby raczej zadebiutować w ekipie 'Doktora'? Jedno jest pewne. Dzisiejszy rozłam sprawił, że tegoroczne okienko transferowe będzie jeszcze bardziej ekscytujące.

Komentarze